Otaczaj się pięknem

Otaczaj się pięknem

wtorek, 31 stycznia 2012

Zima zła

Kiedy jest tak zimno jak teraz, łapię się na tym, że więcej czasu spędzam w kuchni.
Na efekty nie trzeba długo czekać
Tarta
 Deser
Blueberry cheesecake
Przepis na ten deser podała kiedyś Munia, jesienią robiłam dokładnie taki jak w przepisie, czyli w postaci ciasta, a tym razem zrobiłam jako deser:)

Smacznego!!

piątek, 27 stycznia 2012

Rośnie jak na drożdżach

We wrześniu wyglądał tak:
 Wiecznie chodził z brudnym nosem
 
Był w ciągłym ruchu
Uwielbiał zabawki

Wyglądał jakby go piorun trzasnął
Był malutki, mieścił się kubku
I szybko się męczył
Teraz to już "trochę" większy koteczek
Zamiłowanie do leniuchowania jednak pozostało
CDN

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Już czas

Już czas pochować świąteczne dekoracje...
Pora owinąć niektóre z nich w papier i schować do pudełek, by za rok mogły znowu zdobić i tworzyć miłą atmosferę. Dla mnie to znak, że do wiosny coraz bliżej, tylko kot smutny, nie ma czego strącić łapą.

niedziela, 15 stycznia 2012

Amaretti rustici

Śnieg sypie od wczoraj. Strach wychodzić z domu:) Nie zrozumcie mnie źle, lubię zimę, ale kiedy mam wolne, kiedy jestem na nartach, jednak zima w mieście nie należy do przyjemnych; problemy z parkowaniem, chlapa, mokre buty, wymieniać można bez końca...
Nie pozostaje mi nic innego, jak zaszyć się w domu i nadrobić książkowe i filmowe zaległości, ale do tego trzeba mieć coś na ząb, tym razem produkcja własna- "Amaretti rustici" czyli makaroniki wiejskie.  
Przepis pochodzi z książki "Prosto i presto" Anny Lucci.

2 szklanki mielonych migdałów
pół szklanki cukru
białko jajka
skórka cytryny
łyżka tartej bułki

Migdały należy zmielić, białko ubić na sztywno, następnie wszystkie składniki delikatnie wymieszać. 
Piec w temperaturze 190 stopni przez 20 minut.

Moja rada: piec krócej, wówczas makaroniki nie będą twarde.
Na zdjęciu widać moje amaretti, tym razem zamiast migdałów użyłam zmielonych orzechów laskowych, są równie pyszne.


 

środa, 11 stycznia 2012

Przygotowana na zimę...

Chociaż nie ma śniegu i siarczystych mrozów, pewnie i tak zima będzie, wczoraj już nawet prószył śnieg. Może krótka, a może jak już nadejdzie, to nie będzie chciała ustąpić miejsca wiośnie, kto wie? W każdym razie przygotowałam się. Gruby szal, rękawice i skarpety czekają na czarną godzinę. Na rozgrzanie oczywiście grzane winko lub herbata, ostatnio pijam zieloną z imbirem i lukrecją:)
"Kokardka jest moja"

niedziela, 8 stycznia 2012

Śladami Mimi

Do tego postu zbierałam się bardzo długo, początkowo miałam sporo na głowie, później nie miałam weny, wolałam pisać kilka krótkich zdań na temat tego co u nas słychać, przyszedł jednak czas i na ten post. Post Śladami Mimi, której chyba przedstawiać nie trzeba nikomu. Jej wspaniałe, barwne, dopracowane zdjęcia, smakowite przepisy i świat przez nią opisywany, to coś czym każdy się zachwyca. I nie chcę by brzmiało to jak słodzenie, poznałam ją osobiście, jej bloga przeczytałam dwukrotnie, spędziliśmy też wspólnie kilka wieczorów i wiem, że Ona i My Zorky to wyjątkowe osoby, które wiedzą co piszą, a tym bardziej mówią. Jej blog to istna skarbnica wiedzy na temat życia, gotowania, zdrowia, ekologii, fotografii, literatury i wielu innych dziedzin.

 Jak już wcześniej pisałam w tym roku sprawiliśmy sobie miesięczny urlop, była Szwecja, Portugalia, a nawet krótki wypad do Hiszpanii i na Gibraltar, ale było też kilka bardzo przyjemnych dni u Mimi oraz pobyt w Krakowie, który zwiedzaliśmy i smakowaliśmy według jej wskazówek. To był naprawdę dobry pomysł, nie błądziliśmy i nie traciliśmy czasu na szukanie smacznego i w miarę "zdrowego" jedzenia, ale odwiedzaliśmy miejsca opisywane na blogu u Mimi. Sądzę, że w przyszłości, być może bliżej wakacji, każda z nas powinna opisać miejsca godne zwiedzenia w swojej okolicy oraz podać bazę sprawdzonych knajpek czy restauracji, dzięki temu podróżowanie stanie się przyjemniejsze i zdrowsze dla naszych żołądków. Tak jak to było w naszym przypadku w Krakowie i okolicach.

Czytając bloga Mimi poznaliśmy Lanckoronę, a w trakcie tegorocznych wakacji, odwiedziliśmy to magiczne miejsce, niestety tego się nie da opisać ani sfotografować, to miejsce trzeba zobaczyć, a jeszcze lepiej usiąść na środku przy starej studni i obserwować jak żyją mieszkańcy tego urokliwego świata:)

Okolice Lanckorony to Wadowice, Kalwaria Zebrzydowska, szlak drewnianych kościołów, a dalej Oświęcim, Żywiec i miejsca, których nie ma w przewodnikach, miejsca, które są zwykłe, ale zachwycają, bo jest ich coraz mniej. Ciche, naturalne, w sam raz na odpoczynek.


Po kilku dniach spędzonych w małych miejscowościach, wyruszyliśmy do Krakowa, tętniącego życiem. Przechadzaliśmy się po uliczkach, zaliczaliśmy najważniejsze historyczne punkty wycieczki. To co mnie zachwyciło w Krakowie, to szyldy, delikatne, pasujące do okolicznej architektury, tworzone ze smakiem.


Oczywiście nie samym zwiedzaniem człowiek żyje, zwłaszcza gdy temperatura jest powyżej 30 stopni, dlatego też często robiliśmy przystanki w przydrożnych kafejkach. 

Oczywiście śniadanie obowiązkowo w "La Petite France”, mam nadzieję, że w Trójmieście też doczekamy się takiego miejsca. Było naprawdę smacznie i chociaż osoby tam pracujące zaliczyły małą wpadkę, to bagietka, którą dostałam na drogę w ramach przeprosin, zrekompensowała wszystko:)
Z taką bagietką od rana można maszerować:)
Naszym ulubionym miejscem został Zaułek niewiernego Tomasza i znajdujący się tam klimatyczny i pyszny Cafe Camelot, zaliczony kilkakrotnie za dnia i w nocy:)
 Siedząc pewnego dnia w Cafe Camelot, jedząc pyszną malinową tartę i popijając smacznym koktajlem, mieliśmy okazję przyglądać się jak kręcono film produkcji czeskiej.
Obowiązkowym punktem wycieczki był oczywiście
Kazimierz- stara żydowska dzielnica.
Słynna ze swej nazwy - ulica Kupa
 Celowo nie pokazuję tutaj miejsc znanych, ponieważ każdy jest je w stanie sam odnaleźć.
Kraków potrafił nas zadziwiać i rozbawiać.

Wpis ten dedykuję również wszystkim tym, którzy tęsknią za wiosną. Kochani damy rade!!!